[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzonej ojczyzny. Przemiana, jakiej ulegli, to jeden z produktów
ubocznych krwawej i powikłanej epoki napoleońskiej. Nie
należy go lekceważyć.
Przejście szwoleżerów przez Berezynę opisuje Józef Zału-
ski:
...Nie mogę teraz twierdzić z pewnością, ale zdaje mi się,
że to major nasz, książę Dominik Radziwiłł, wpłynął na wybór
Napoleona przeprawy przez Berezynę pod... jego wsią Stu-
dzianką... Zajęliśmy więc naszym pułkiem Studziankę i tam
parę dni, jeżeli nie kilka, przepędzili. Pierwszego brodu na
Berezynie w oczach naszych doświadczał oficer 8-go pułku
Aubieńskiego z pomocą kilku ułanów; był to wsławiony pózniej
literat rosyjski Bułharyn (wypadki takiego pomieszania naro-
dowościowego zdarzały się także po stronie przeciwnej: przed-
nią strażą korpusu Cziczagowa dowodził nad Berezyną Fran-
cuz, generał Lambert, a kawalerią tegoż korpusu Polak
generał Czaplic M.B.) ...Przyszliśmy, to jest pułk nasz, do
Studzianki zgłodniali; ja sam nie pamiętam w kampanii dru"
giego tak głodnego dla mnie dnia, jak tylko w dzień bitwy
możajskiej; ale w Studziance porucznikowie Hemple podrato-
wali mnie i siebie na długo; kupiliśmy u naszego gospodarza
wieprza, kilka gęsi i upiekli 11 bochenków żytniego chleba;
do tego można było dostać za sztukę złota kawał cukru, zwitek
herbaty, kwaterkę wódki (nie uświadczali podobnych specja-
łów oficerowie zwykłych pułków M.B.); w takie zapasy
opatrzeni byliśmy z pierwszych, którzy przeszli Berezynę.,
Przybywszy na most, znalezliśmy go otoczonym ciżbą włóczę-
gów rozmaitych mundurów i rang, ale których nie można było
rozpoznać z pod wszelkiego rodzaju ubiorów; most był wartą
obsadzony, która nikogo nie puszczała... trzeba było robić
rum; kazaliśmy lance obrócić tylcami do góry i tym sposobem,
140
rozdając razy nieszkodliwe na prawo i lewo, przeszedł pułk
powoli w wielkim porządku, tego już nie pamiętam, czy konno,
czy prowadząc konie pieszo... Nazajutrz 28-go była chwalebna
bitwa na prawym brzegu Berezyny... W tej bitwie tak polska
jazda księstwa warszawskiego, jak i legia nadwiślańska okryły
się zasługą, alejenerałowie Zajączek, Dąbrowski, Kniaziewicz...
zostali ranni..."
Ze zwięzłej relacji Załuskiego widać, jak bardzo uprzywile-
jowane były pułki gwardii. Szwoleżerów nie dotknęła bezpo-
średnio żadna z klęsk tej okropnej przeprawy. W ich pamięt-
nikach nie ma wstrząsających obrazów, przekazanych nam
przez innych kronikarzy i historyków: mostu w Studziance
walącego się pod naporem maruderów, bezbronnych tłumów
ogarniętych nieprzytomną paniką, ludzi walczących o życie
na załamujących się krach i ginących w nurtach rzeki. W do-
kumentacji szwoleżerskiej tylko jeden fragment daje pojęcie
o wydarzeniach nad Berezyną. Jest to wspomnienie Stanisła-
wa Hempla, poświęcone markietance pułku, sławnej Baśce
od szwoleżerów", jednej z owych wesołych i gospodarnych
markietanek, które urzędowały w barze kawowym" Joachi-
ma Hempla w Woronowie. Podczas pobytu w podmoskiew-
skim obozie młoda kobieta utraciła męża, piekarza pułkowego,
oraz urodziła syna, promowanego uroczyście na honorowego
wachmistrza lekkokonnych.
W nieszczęśliwym odwrocie wspomina Hempel zdo-
łała stanąć z swym wózkiem nad brzegami Berezyny, lecz tu
nie mogąc się dostać na most, skutkiem strasznego natłoku
bezbronnej zgrai maroderów, stała czas długi, tuląc swe dziecko
do piersi w największej rozpaczy. A kiedy granaty rosyjskie
zaczęły padać... Baśka odcina konia od wózka, opuszcza wózek
bez żalu z całym majątkiem, porywa dziecko, a dosiadłszy
konia, rzuca się na nim w nurty Berezyny! Już miała się
dostać... na przeciwny brzeg rzeki, kiedy koń zmęczony w wo-
dzie pod nią upada i w tej chwili... Baśka traci swego małego
wachmistrza. W takim stanie niedoli, skostniała od zimna,
141
przyszła wieczorem do pułku, lecz wszystkie starania żołnierzy
nie zdołały jej przynieść pociechy..."
W bitwie na prawym brzegu Berezyny bardzo dla Pola-
ków krwawej uczestniczył również major Józef Krasiński.
Relacja jego zasługuje na uwagę, gdyż miał on w tej bitwie
wyjątkowe szczęście czy też nieszczęście do dramatycznych
zetknięć z trzema polskimi dywizjonerami: Zajączkiem, Dą-
browskim i Kniaziewiczem.
Gdy tylko połączyłem się z naszymi jenerałami wspomina
kronikarz Przyjaciół Ojczyzny odebrał Zajączek rozkaz
rzucić się z całym korpusem swoim (po dołączeniu Dąbrow-
skiego, korpus polski urósł do prawie 3000 ludzi M.B.)
na drogę dla poparcia Francuzów. Jakoż natychmiast stanąw-
szy na czele korpusu piechoty, z dobytą szpadą poprowadził
go Zajączek w ogień; szedłem obok niego i widzę, jakby to
dziś było, starego osiwiałego generała w małych futrzanych
bucikach idącego do ataku w postawie metra do tańca. Przed
nami spostrzegliśmy niebawem cofających się Francuzów
i napierający na nich pułk jegierski w kolumnach do ataku
i z bagnetem w ręku; jedni i drudzy, gdy nas zobaczyli, zatrzy-
mali się. Natenczas dywizya Dąbrowskiego, wykomendero-
wana naprzód do ataku, poszła na bagnety na pułk rosyjski;
Francuzi już słabniejący, ożywieni tym przykładem, zwrócili
się także na niego. Zaatakowany z dwóch stron nieprzyjaciel
placu nie dotrzymał, a nasz korpus cały poszedł naprzód i zlu-
zował bardzo już znużone i zdziesiątkowane dywizye francus-
kie... Korpus nasz został sam jeden na wielkiej drodze dla
osłaniania odwrotu przed armią Czyczagowa... Po rozbiciu
pułku jegierskiego odsłoniły się przed naszemi oczami baterye
rosyjskie, usypane na drodze na wzgórzu i zaczęły prażyć
nas kartaczami i granatami. W okamgnieniu szeregi nasze
ogromnie się przerzedziły. Zajączek dał rozkaz rozstąpienia
się w las na prawo i na lewo, sam został na gościńcu, pilnując,
ażeby dywizye soiesznie i w porządku się rozeszły, Kniaziewicz
w lewo, a Dąbrowski w prawą stronę lasu. Postrzegłszy, że
142
batalion jeden pułku Blumera ociągał się iść za dywizya swoją,
pobiegł ku niemu rozgniewany, ja za nim, wtem o kilkanaście
kroków od nas pada granat, pęka, mnie całego obsypuje śnie-
giem i ziemią, a Zajączka o parę kroków przedemną jeden
odłam tegoż granatu trafia w nogę i gruchocze ją... Zerwałem
si$ natychmiast, a widząc starego jenerała leżącego na śniegu,
we krwi obficie lejącej się z jego rany, przyskoczyłem do niego
z kilku żołnierzami; porwaliśmy go z drogi i zanieśliśmy na
prawą stronę boru; jenerał stracił był zrazu przytomność;
odzyskawszy ją rzekł do mnie: Wszystko już dziś skończyło
się dla mnie".
Z pomocą żołnierzy dotaszczył Krasiński swego dowódcę do
stanowisk starej gwardii. Tam na osobiste polecenie Napoleona
naczelny chirurg Larrey, który opatrywał był rany Zajączka
jeszcze w Egipcie, dokonał amputacji zmiażdżonej nogi. Kra-
siński popędził szukać generała Dąbrowskiego, aby zawia-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]