[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nietoperze ani w wilki, choć niektóre zwierzęta zarażone zarazkiem stają się wampirami.
Dobrze.
Sporządził listę. Były na niej dwie kolumny, pierwszą opatrzył napisem zarazki , a
nad drugą postanowił znak zapytania.
Rozpoczął.
Krzyż. Nie, to nie może mieć nic wspólnego z zarazkami. Jeśli już, odgrywa jakąś rolę
w sensie psychologicznym.
Ziemia. Czy może w niej być coś, co ma jakiś wpływ na bakterię? Nie, bo jak
dostawałby się do krwi? Poza tym tylko niektórzy z nich spali, zakopując się w ziemi.
Przełknął ślinę. Była to już druga pozycja pod znakiem zapytania.
A cieknąca woda. Może wchłaniali ją jakoś przez pory i... Nie, to głupie. Przecież
wychodzili normalnie na deszcz, nie robiliby tego, gdyby woda im szkodziła. Kolejna rzecz w
prawej kolumnie. Ręka zadrżała mu lekko, kiedy ją wpisywał.
Zwiatło słoneczne. Na próżno oczekiwał satysfakcji, wpisując coś do właściwej
kolumny.
%7łerdzie. Nie - przełknął ślinę. - Uważaj na siebie - pomyślał.
Lustro. Na miłość Boską, co lustro może mieć wspólnego z bakteriami? To, co w
pośpiechu wpisywał po prawej stronie było coraz mniej czytelne. Ręka drżała mu coraz
bardziej.
Czosnek. Siedział nad kartką, zgrzytając zębami. Czuł, że ostatni znany mu element
musi wpisać pod bakteriami , że jest to dla niego niemal punkt honoru. Męczył się nad tą
ostatnią rzeczą. Czosnek. Czosnek. Jakoś musi działać na bakterie. Ale jak?
Już zaczął pisać pod znakiem zapytania, ale zanim zdołał to zrobić, wezbrała w nim
złość, która uderzyła jak lawa w zastygły krater wulkanu.
Niech to diabli!
Zmiął w dłoni kartkę papieru i odrzucił ją na bok. Podniósł się z miejsca cały spięty i
rozglądał się wokół siebie. Miał ochotę coś rozbić, cokolwiek! A więc myślałeś, że okres
szaleństwa masz już za sobą! - wrzeszczał na siebie, nachylając się nad biurkiem na
chwiejnych nogach.
Potem zebrał się w sobie i odchylił. No nie, nie zaczynaj znów - zaczął błagalnym
tonem. Odgarnął dłońmi gładkie blond włosy. Nerwowo przełknął ślinę, z trudem powstrzy-
mując się przed zniszczeniem czegoś.
Rozzłościł go także dzwięk lejącej się do szklanki whisky. Przechylił butelkę do góry
nogami tak, że alkohol wylewał się gwałtownymi falami i rozpryskiwał się na brzegach
szklanki, a potem na mahoniowy blat biurka.
Połknął jednym haustem całą zawartość szklanki odchylając w tył głowę, a whisky
spływała mu z kącików ust.
Jestem zwierzęciem - zaczął triumfalnie - Tępym, głupim zwierzęciem, dlatego
będę pić!
Opróżnił szklankę, po czym rzucił ją tak, że przeleciała przez pokój, odbiła się od
regału z książkami i potoczyła po dywanie.
Aaa, a więc nie chcesz się rozbić, co? - zazgrzytało mu w głowie, potem poderwał
się i skacząc na leżącą na dywanie szklankę, zmiażdżył ją na drobne kawałki swymi ciężkimi
butami.
Potem odwrócił się i chwiejnym krokiem poszedł do barku. Napełnił kolejną szklankę
i wlał jej zawartość do gardła.
Chciałbym mieć tam doprowadzoną rurkę - pomyślał - podłączyłbym wtedy tę
cholerną rurkę i lał w siebie whisky, aż wylałaby się uszami! Aż bym w niej utonął!
Rzucił szklanką. Wolno, zbyt wolno to wszystko, do cholery! Pił już prosto z
przechylonej w górę butelki. Połykając alkohol w furii, nienawidził siebie samego, palącymi
łykami whisky wymierzał sobie karę, która dotykała płomieniem jego gardło.
Uduszę się! - wybuchnął. Zapiję się na śmierć! Utopię się w alkoholu! Jak
Clarence w swojej małmazji! Umrę, umrę, umrę!
Cisnął pustą już butelkę przez pokój, rozbiła się o ścianę, na której była fototapeta.
Whisky polała się strugą wzdłuż widniejącego na niej pnia drzewa, potem spłynęła na podło-
gę. Szybkim ruchem przeszedł w poprzek pokoju i podniósł kawałek rozbitej butelki. Nagłym
cięciem rozdarł tapetę, a jej poszarpany, zwisający ze ściany kawałek podzielił cały widok.
O! - pomyślał - To dla ciebie!
Wyrzucił kawałek szkła, który trzymał w ręce, i spojrzał w dół, kiedy poczuł w
palcach tępy ból. Spojrzał w dół. Zobaczył otwartą ranę.
Dobrze! - wykrzyknął zjadliwie, przyciskając brzegi rany, aż krew dużymi kroplami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]