[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Musia³em krwi obiecaæ twoj¹ bolesn¹ Smieræ.
Lecz ty mnie wyprzedzi³aS: antyszambruj¹c wiecznie
w przedpokojach z³ych wierszy umar³aS, aby Smieræ
zyskaæ sobie do celów, jak ty sama, dwuznacznych.
Ju¿ zawsze bêdziesz Swieciæ nie istniej¹c¹ twarz¹:
z wiadra twych ust obszernych wylewa siê ³ug Sliny
lecz choæ jej pe³ne usta mam nie Scieka w gard³o.
Jej smak jest krajobrazem twego cia³a: w ciszy
moich ust siê rozlega dzwonnica twego serca;
wyplu³bym ciê, ojczyzno, tylko ta bariera
warg
SciSle
zaciSniêtych.
238
ZRÓD£O
Znacie niewys³owionych, którzy w Akademii
Mimicznej, u ma³p w zoo podpatrzyli gest
wprost spod serca: chcieæ. Serce, jeSli siedzi w gardle,
powiedzieæ gestem tak¿e potrafili, lecz
jak gestem sprzedaæ s³owo ss¹ce w podniebieniu,
co jeszcze niewiadome nawet sobie; larwê
w kokonie flegmy; po¿ar, co siê jeszcze nie
zatli³ w stogu jêzyka? Wiêc zmySlili gest
nieodwo³alny: granie palcami na nosie.
l zaczêli przechodziæ, czyste listki, swoje
wargi nietkniête ¿adn¹ odmian¹. Tak id¹c
nogi nios¹c wysoko nad upartym progiem
nareszcie przyszli do mnie, Slinê z ust mi pij¹
cierpliw¹ rzekê sp³awn¹ dla polskiej wymowy.
239
`
JESZCZE POLSKA
Wielka rzeka przecieka przez nasz¹ domenê
Wyp³ukuj¹c ¿al z trzewi, ból z p³uc, bunt z umys³u.
A jednak serca, wyspy
Niepodleg³e, choæ wbrew nam, ostaj¹ siê, pe³ne
Nieskruszonej mi³oSci. l przez ni¹ najg³êbszy
Sen wci¹¿ nie jest Smiertelny, bowiem ona czuwa:
Budzi nas, ¿eby ró¿a
Jutrzenki w naszych oczach pozby³a sukienki
Porannej mg³y. l klniemy tê niewczesn¹ mi³oSæ,
Pilniejsz¹ od stra¿nika i regulaminu.
Jeden siada na kiblu.
Drugi wtuli³ siê w siennik, trzeci sobie drwin¹
Radzi, a ja, starannie wy³uskuj¹c z krocza
Wszy, nucê Jeszcze Polska...
1968
240
* * *
co ja o rzece wiem choæ jestem rzeka
wielmo¿na i obficie z siebie ciekn¹ca?
w której kobieta pierze myje garnki
któr¹ u¿yxnia odpowiedni¹ odnog¹
która porusza ¿arna turbin
ziarno nocy miel¹c na Swiat³o
sztuczne wiêc mo¿e dlatego cenniejsze
bowiem w³aSnie prawdziwe
ja zjadacz fekalii ja rynsztok
spluwaczka cywilizacji której jestem winien
której jestem pierwsz¹ przyczyn¹
mosty nade mn¹ intymnie rozkraczone
co ja o morzu wiem choæ u mnie w g³owie
s³owo statek ju¿ p³ynie w Zamorskie?
241
JAK DOWlEM SlÊ JEJ PRAWDZlWEGO lMlENlA
Kiedy le¿y na brzuchu na pla¿y przeScierad³a
i woda snu przybiera wierzê ¿e mi opowie
Polskê dok¹d odp³ynie zaraz przez senne morze
by siê Polakom jawnie zwidywaæ moja naga
Powie co bêd¹ krzyczeæ kiedy j¹ na o³tarzu
lady zalanej piwem w wykadzonej kaplicy
publicznego szaletu czy na ambonie wiecu
zobacz¹ wychodz¹c¹ z niebieskiego oparu
mg³y tytoniowej gestem najszybszej d³oni wszystkie
naraz zakrywaj¹c¹ obiektywy agentów
pobo¿nej informacji Którzy potem w swych ciemniach
daremnie bêd¹ chcieli wywo³aæ j¹ znów z kliszy
242
BOHATER
Jest taka rzeka Jordan albo Odra
nad któr¹ klêczy
nagi i podmywa siê.
Obrzezany ze skórki robi sobie fujarkê
i pasie
swojego ¯yda.
Jest takie miasto Jerycho czy Brzeg
sk¹d strza³a
leci i uderza w plecy
i le¿y a ¿yj¹tko
serca nieSmia³o
przymawia siê o jeszcze.
Bo jest taka Smieræ co przemknie
ledwie przez trzewia
i znów nad Polsk¹ ob³ok.
13 maja 1967
243
MESJASZ
Ju¿ wiatr od wschodu przechodzi koSci
ludu pod bram¹ belwederu nieba
Ju¿ piêSci krzycz¹ ¿ylast¹ groxbê
Lud patrzy w ob³ok co oczy przechodzi
Ob³ok jest ¿aglem niewidzialnej ³odzi
Lud tego nie wie: niewidzialny Regent
Ju¿ wysiad³ teraz niewidzialn¹ kos¹
podcina ¿y³ki co pulsuj¹ w kostkach
Lud jeszcze tego nie wie ¿e ju¿ le¿y
w s³onej ka³u¿y swojej krwi i drwi
kiedy wiatr przeszed³ koSci na przestrza³
w zau³kach koSci Regent li¿e szpik
244
OGÓLNlKl
1
Rwiat³o dzienne, co mieszka w zimnej koSci Switu,
Miewa niekiedy adres tymczasowy w koSci
Ponurego przestêpcy, którym jestem ja.
2
Chleb powszedni, który siê nie lêka dzielenia,
G³odu, ognia; którego nie mo¿na rozstrzelaæ,
Przecie¿ przez ¿o³¹dkowy trawiony jest kwas.
3
Dobra matka, co wstydzi siê ros³ego syna,
Kultywuj¹c kurewstwo po to, by zatrzymaæ
M³odoSæ, wszak wreszcie musi potkn¹æ siê o Smieræ.
4
Mi³a ojczyzna, nawet nie mit, lecz domena
Zza krat ka¿dego nieba, bram wszelkiego piek³a,
Niespodziewanie we Snie odpomina siê.
5
Uczciwe spo³eczeñstwo, które mnie wyklucza,
Nawet nie wie, jak wielu g³osów w sobie s³ucham,
Prawdziwy naród maj¹c u siebie we krwi.
6
S³owo polskie, plugawa gazetowa mowa,
JeSli cenzurze wymkn¹æ siê niekiedy zdo³a,
Nieregulaminowo i tak wdziêcznie brzmi.
1969
245
MlT
By by³o, co w powszedni¹ pisowniê nam wniesie
groxn¹ odSwiêtnoSæ, oczy wewnêtrzne, za bielmem
krwi zwykle zapatrzone
w siebie, patrz¹ w snu stronê.
Widz¹ ten sen najdalej wychylony: poza
niewidom¹ domen¹ Smierci wpe³za w zbo¿a
p³omiennych kultur jawnie
wschodz¹cych na polanie
doliny (muszli, gdzie wci¹¿ szumi starych mórz
które wyparowa³y w ³yk tchu, naszych p³uc
ruchom¹ wodê oddech);
doliny w Srodku gór
nieba, gdzie wieczne Sniegi chmur Sciekaj¹, nios¹c
piach, ju¿ niemy, skarg s³anych do nieba przez pos³Ã³w
samych wiernych; zazdrosny
o ich naiwny g³Ã³d;
sen dymi z k³osów ognia: kiedy bardzo chcieæ
ka¿emy sobie, dla nas mo¿e stanie siê
nieznajom¹ osob¹
rodz¹cego siê s³owa.
246
S£OWO DO JEDNEGO
Zapisany do stanu pewnej niewa¿koSci
Pismem up³ywaj¹cej krwi, twój nêdzny pobyt
Na md³ej pod³odze nocy znacz¹cym zarazem,
Co ciê, powo³anego w sferê chwa³y jasnej
Ponad wszelkie olSnienia i halucynacje,
Zaprawdê ju¿ przesta³o cokolwiek obchodziæ;
Zatem z obszarów nêdzy wyniesiony si³¹
Woli, co pozwoli³a ci przemóc lenistwo
No¿a zamySlonego nad fenomenami
¯ycia i Smierci, który wiedz¹c, ¿e jest panem
Swej niewolnicy d³oni, owej kontemplacji
Oddaæ siê raczy³, mimo i¿ przecie¿ by³ brzytw¹;
Popad³eS w nieuchronn¹ i nieposkromion¹
Uzd¹ ¿adnej ju¿ nêdzy musuj¹c¹ b³ogoSæ.
Teraz le¿ysz i straszysz niepobo¿nie ludzi.
Pan najbardziej b³êkitny zaraz ciê obudzi
l sprawiedliw¹ rêk¹ wyci¹gnie za uszy
Spod ³awki Switu, gdzie¿eS leg³ w cierpliwe b³oto.
247
TRZY WlERSZE RELlGlJNE
l
Oto jest, czego nie ma. Nie ma w spisie ulic.
W rejestrze dróg publicznych. Na sztabowych, nawet
Najdok³adniejszych mapach. Nie ma w s³oñcu ani
Na podeszwach ksiê¿yca chocia¿ wszêdzie przejdzie.
Na g¹sienicy czo³gu, w nogach ¿o³nierza nie ma.
Nie ma w locji, w pamiêci nawigatora nie ma.
Pod kul¹ kulawego. l nie mierzy siê
Bia³ym stukotem laski. Rytmicznym oddechem
Maratoñczyka. Miar¹ mleka w jego krwi.
Nie jest pozycj¹ w spisie katastralnym.
Nie jest przedmiotem sporu dwu s¹siadów ch³opów.
Nie jest alej¹ parku. Nie jest Slepym zau³kiem.
Nie prowadzi przez cmentarz w jakimkolwiek mieScie.
Jest drog¹, któr¹ idê, aby dojSæ do Ciebie.
ll
Jakkolwiek idê do Ciebie, czy ³Ã³dk¹ autobusu
Czy jadê wodnym tramwajem albo czo³gam siê
Poprzez poligon nocy w¹sk¹ transzej¹ snu
Albo siedzê na ³awce z widokiem na zegar
Wolno ciekn¹cej wody czy wreszcie, gryz¹c wargi,
Z oczami nocy na ³up wydanymi
Le¿ê darmo próbuj¹c na bezsenn¹ g³owê
Naci¹gn¹æ nagle zbyt krótki koc snu
gdy pamiêæ zwierza mi Maryni cia³o
KiedyS widziane na Swiêtym obrazku
Propaguj¹cym pobo¿n¹ pornografiê
Czy jedz¹c szybk¹ zupê w expresowym barze
Czy, grub¹ ³acin¹ trzewi do wiecznego postu
Modl¹c siê, kucam, zawsze idê prosto.
248
lll
lSæ prosto, czasem znaczy iSæ najd³u¿ej
Lecz có¿ gdy wiem ¿e dobrze Tobie s³u¿ê
Choæ nasienie bezwiednie siejê w bruzdê drogi
Nim zd¹¿ê po¿a³owaæ ju¿ warzy siê nowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]