[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrujnowanego ekranu.
W trakcie tych zdarzeń w obozowisku zamigotały światła reflektorów
samochodowych i w minutę pózniej w pobliżu zatrzymał się biały ambulans z
napisem LOS ANGELES COUN'I'Y HOSPITAL
- Strasznie ciężko tu kogoś znalezć - stwierdził kierowca. - Rzeczywiście
wy, artyści, potraficie robić dekoracje. Nigdy bym nie pomyślał, że tyle tego
może się zmieścić w jednym studio filmowym.
- Czego pan sobie życzy? - spytał Barney.
- Miałem telefon. Zabrać przypadek ze złamaną nogą. Gość nazywa się
Hawk.
Barney rozejrzał się po milczącej widowni; wreszcie odnalazł wzrokiem
swoją sekretarkę.
- Pokaż tym ludziom drogę do przyczepy Rufa, Betty. I przekaż mu moje
najlepsze życzenia. Powiedz, że chciałbym, aby jak najszybciej doszedł do
siebie, albo coś w tym guście...
76
Harry Harrison - Filmowy wehikuł czasu
Betty próbowała powiedzieć mu coś pocieszającego, ale głos uwiązł jej w
gardle. Odwróciła się szybko i z chusteczką przy oczach weszła do
ambulansu. Cisza przedłużała się. Wiele osób napotkawszy wzrok Barneya,
odwracało się z zażenowaniem. Barney uśmiechnął się do siebie tajemniczo i
klasnął w dłonie.
- Kontynuujemy pokaz. Zawieście drugi ekran. Obejrzymy resztę zdjęć.
Kiedy ostatni metr filmu przesunął się przez projektor, Barney stanął na
wprost ekranu, ręką osłaniając oczy przed światłem.
- Nie widzę kto pozostał - Gino, jesteś tutaj? A ty, Amory? Z tłumu dobiegły
go potakiwania.
- W porządku, zaczynamy próbę ekranową. Dajcie tu paru techników z
choinkami. - Teraz jest noc, Mr Hendrickson - odezwał się z ciemności jakiś
głos.
- Nie jestem ślepy. Zapłacę za nadgodziny, ale mam ochotę kręcić właśnie
teraz. Jak zapewne wszyscy wiecie, bo plotki rozchodzą się z lotem
błyskawicy w tym towarzystwie, Ruf Hawk złamał nogę i jest wyłączony ze
zdjęć. Pozbawiło to nas gwiazdora. Mogłoby to brzmieć niewesoło, ale tak nie
jest. Nie nakręciliśmy z nim znowu tak wiele. Możemy to wyciąć -
potrzebujemy jednak nowego aktora. Mam zamiar przeprowadzić próbę z
facetem, którego wszyscy dobrze znacie - z naszym miejscowym
przyjacielem, Ottarem.
Odpowiedzią było kilka wstrząśniętych achnieć, szepty i parę wybuchów
śmiechu. Do uszu Barneya dotarły te ostatnie.
- Ja wydaje tutaj polecenia, ja tu rządzę i ja życzę sobie tej próby. To tyle.
Przerwał, by zaczerpnąć powietrza i uzmysłowił sobie, że istotnie on tu
rządzi, sprawuje władze, i to taką, jakiej nie miał nigdy przedtem. O tysiąc lat
od biura, bez żadnego kontaktu z dyrekcją. Bez radnego L.M., który wtyka we
wszystko nos i którego należy się bać. Cały ciężar spraw spoczął na jego
barkach t y l k o na jego barkach. Przyszłość filmu zależała wyłącznie do tego,
jak postąpi. Nie tylko zresztą filmu. Od tego, co uczyni zależał los firmy i
wszystkich jej pracowników, nie wspominając już o nim samym. W normalnych
warunkach taka sytuacja powodowała u niego nadkwasota, bezsenność i
wpędzała go w matnie niezdecydowania. Ale nie tym razem. W jego duszy
utkwiło coś z filozofii życia Wikingów, świadomość, że człowiek rzuca samotne
wyzwanie światu. Szczęściem jest, jeśli ma kogoś, kto chce mu pomóc, ale na
pomoc nigdy nie wolno liczyć.
- Zaczynamy próbę natychmiast. Ottar wygląda wspaniale, w do tego nikt
nie ma chyba wątpliwości. I jeśli tylko poprawi trochę akcent... to samo musieli
77
Harry Harrison - Filmowy wehikuł czasu
zrobić Boyer i Von Stroheim, a popatrzcie do czego doszli. Teraz musimy
sprawdzić, czy potrafi grać. Co najmniej tak, jak Ruf.
- Stawiam pięć do jednego, że będzie lepszy - krzyknął ktoś.
- Nie ma głupich - odpowiedziano mu i fala śmiechu przebiegła przez tłum.
Tak!... Oni byli po jego stronie. Barney to czuł. Najwyrazniej szaleństwo
Wikingów udzieliło się wszystkim. Mniejsza zresztą o powody - stali po jego
stronie!
Barney opadł z powrotem na fotel i sącząc whisky, wydał kilka poleceń.
Pojawiły się reflektory i kamera. Dopiero gdy zakończono wszystkie
przygotowania, wstał i sprzątnął butelkę sprzed nosa chwiejącego się Ottara.
- Oddaj - burknął Ottar.
- Za chwilkę. Ale chciałbym, żebyś zaśpiewał mi jeszcze raz sagę o
Ragnarze. - Nie chce śpiewać.
- Na pewno chcesz, Ottar. Opowiedziałem wszystkim jak piękna była to
pieśń i teraz każdy chce usłyszeć, jak ją śpiewasz. Nieprawda, chłopcy?
Odpowiedział mu przyjazny chór potakiwań i brawa. Z mroku wypłynęła
nagle Slithey i ujęła Ottara za rękę.
- Zrobisz to dla mnie, kochanie. To będzie moja piosenka - wyrecytowała
role z jego poprzedniego filmu o jakimś drugorzędnym kompozytorze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]